Bezpośrednio po drugiej wojnie światowej królem polskiego tenisa został tryskający wprost talentem Władysław Skonecki. Już w 1938 roku zasygnalizował swoje wielkie możliwości zdobywając tytuł mistrza Polski juniorów. Wojna zabrała mu najlepsze lata, ale po jej zakończeniu i tak zabłysnął. Wprawdzie w 1945 roku w finale krakowskich mistrzostw uległ jeszcze Józefowi Hebdzie, ale poczynając od 1946 r pięć razy pod rząd wywalczył mistrzostwo kraju, przy czym dwukrotnie pokonał w finałach owego sławnego Hebdę, raz Leona Kończaka i dwukrotnie Józefa Piątka. Po tym ostatnim sukcesie w 1950 r Skonecki pozostał za granicą. Wprawdzie wiosną 1956 r. powrócił do kraju, ale miał już wówczas 35 lat i siły fizyczne nie takie jak dawniej. Dochodził co prawda do finałów MP, ale przegrywał w nich najpierw z Andrzejem Licisem, a później z Wiesławem Gąsiorkiem.
Wyjątkowym zawodnikiem nagrodzonym tytułem mistrza Polski był gracz katowickiego Górnika 1920 Alfred Buchalik. Wyróżniał się on specyficznym i nie przez wszystkich akceptowanym stylem gry, w którym najważniejszym elementem technicznym były półloby. Zamęczał nimi swoich przeciwników i to tak skutecznie, że na początku lat pięćdziesiątych zaliczał się do czołówki krajowej, a w 1952 roku w Łodzi wywalczył tytuł mistrzowski, pokonując w finale zawodnika warszawskiej Legii Jana Radzio. Wiąże się z tym jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna historia. Oto bowiem działacze sekcji tenisowej przy GKKFiT (Polski Związek Tenisowy wówczas nie istniał), uznali, że zawodnik grający „balonikami” nie może być mistrzem Polski, więc unieważnili ów finał i nakazali rozegranie dodatkowej końcówki mistrzostw z udziałem czterech półfinalistów, wśród których obok Buchalika i Radzio znajdowali się jeszcze Włodzimierz Olejniszyn i Janusz Kwiatek, z tym że w ponownych półfinałach grano „na krzyż” czyli Buchalik z tym zawodnikiem, którego wcześniej pokonał Radzio i odwrotnie. Mimo tego zabiegu Buchalik ze swoimi „balonikami” okazał się najskuteczniejszy i jeszcze raz w tym samym turnieju zdobył mistrzostwo Polski. Osobiście w tych mistrzostwach nie uczestniczyłem, ale świadkiem tego niezwykłego zdarzenia był Tadeusz Nowicki, który w tym turnieju pełnił role chłopca do podawania piłek i on też o zdarzeniu tym mi opowiedział.
Na uwagę zasługuje także zawodnik katowickiego Baildonu Andrzej Licis, wybitny mistrz gry z głębi kortu. Posługując się tą bronią w latach pięćdziesiątych czterokrotnie wywalczył tytuł mistrza Polski, po raz pierwszy w roku 1953, po raz ostatni w roku 1958, przy czym dwukrotnie pokonał w finałach tych mistrzostw Władysława Skoneckiego i w ogóle był to jedyny zawodnik, który nie przegrał z tym fenomenalnym tenisistą po jego powrocie do kraju w 1956 roku.
Skonecki był rzeczywiście wspaniałym zawodnikiem, doskonałym technikiem, ale ja miałem na niego swój sposób – opowiadał Licis w kilkadziesiąt lat później, czyli w roku 2004. – Wiedziałem, że jeżeli pojedynek przeciągnie się do dwóch godzin, to muszę z nim wygrać. Starałem się przedłużać wymiany, ściągałem go do siatki, mijałem lobami, a kiedy był podmęczony atakowałem i wygrywałem. Pierwszy raz pokonałem go w 1956 roku w finale mistrzostw Polski, które odbywały się w Katowicach na kortach Górnika przy ul. Bankowej, tam gdzie teraz stoi rektorat Uniwersytetu Śląskiego. W tym samym roku wygrałem z nim w Sopocie w turnieju, który zastępował międzynarodowe mistrzostwa Polski. W 1957 roku w finale MP w Szczecinie wygrałem z nim dość gładko, bo w trzech setach. W maju 1960 roku Licis pozostał za granicą, we Francji. W owych latach było to niemal przestępstwo, toteż w sierpniu 1960 r. Zarząd Polskiego Związku Tenisowego podjął uchwałę o dożywotnim zdyskwalifikowaniu Licisa i skreśleniu go z listy członków PZT. Mijały lata, zmieniła się sytuacja polityczna w kraju, a kara nałożona na tego zawodnika nadal obowiązywała. Dopiero w 2001 r. Zarząd PZT m.in. w wyniku interwencji Kordiana Tarasiewicza anulował ową dyskwalifikację, a po odszukaniu Licisa w Evian przez niżej podpisanego, został on zaproszony do kraju, gdzie uroczyście wręczono mu dokument o anulowaniu kary.